Frequent stwierdził, że poziom był
słaby, bo za dużo było modów-żartów.
Ale nie miał racji.
To o czym zaraz powiem, staje się
powoli chorobą sceny, i dotyka nie
tylko muzyki. Także dem czy inter.
Otóż często ludzie coś zrobią i mówią,
że to tylko tak dla jaj, albo że to
oldskool. A tak naprawdę używają tych
haseł jak tarczy, którą pragną
zasłonić swoje beztalencie. Oldskool?
Pewnie, czemu nie! Ale po cholerę
robić coś, co nie dość, że jest denne
dziś, to tak samo denne byłoby 10 lat
temu? Jak ktoś chce zrobić oldskool,
to musi PRZYNAJMNIEJ dorównać
mistrzom. A wbrew pozorom nie jest to
łatwe! Słowem - jak masz korzeń
słäby, nie bierz się do baby.
Nie będę się znowu pastwił nad
Spoletium, bo leżącego się nie kopie.
Ale weźmy ostatnie wydania Eurochart
(42) i ShowTime (15). Moduł powitalny
w tym pierwszym brzmi jak jakiś
nieudany kawałek 4-Mata z 1991 roku.
Dzisiaj każdy zapomni o nim tuż po
wysłuchaniu, a 10 lat temu rednacz
nawet by go nie przyjął. Obrazki
tytułowe? Też jakieś takie wymęczone.
Ich konfrontacja z oprawą np. Rawa4
wypada wprost miażdząco. Tam -
najpierw robi nam zdjęcie demoniczy
klaun Faceta, a potem podziwiamy
mroźne miasto Fairfaxa, tu (EuroChart)
- jakiś niedojebany plastelinowy
humanoid ze znakiem PCK na tułowiu
niesie innego humanoida.
Najgłupsze jest to, że ci niby
oldskoolowcy uważają się za lepszych
od newskoolowców. Nie bronię tych
drugich, ale takie wywyższanie się
uznaję za objaw wyjątkowego
skretynienia.
3. Second Mainframe - Spectra
"Porwała mnie królowa śniegu
Śnieg był mokry, królowa biała
Bo to było inaczej
My wtedy mieli wypite
My szukali biedronek w asfalcie
Ale, swojegoż rodzaju biedronki
Które na haszu
Haszszszu!..."
W taki oto poetycki sposób Spektra
opisuje swoje porwanie przez UFO.
Szkoda, że nie wspomina o inhalacji
ciekłym azotem i pobieraniu wycinka
jelita grubego.
Utwór jest ciekawy o tyle, że
można go w sumie odbierać jako
połączenie wiersza i muzyki. W
dodatku w pełni autorskie. Nie
pamiętam, żeby ktoś zrobił coś takiego
wcześniej.
2. Where's the Way - Voicer
Intro jest świetne. Senny,
acidjazzowy, typowo wakacyjny klimat,
który natychmiast stawia przed oczami
zachodnie magi z lat 97-98 albo
kompozycje grupy Air. No ale potem...
Zaczyna się napierdalanka, która tyle
ma wspólnego z początkiem, co melba z
kauczukiem. Szkoda, naprawdę wielka
szkoda, że autor nie wykorzystał
cienia możliwości, jakie dawały
pierwsze patterny.
1. Fluorescent Sea - Spectra
Bardzo ubarwiają rzecz żeńskie
wokale, brzmiące jak Gus Gus, ale to
Morcheeba, jak się okazuje. Reszta
robi za transowe tło, któremu jednak
nic nie można zarzucić. Tylko czy to
aby na pewno dobrze?
Gdy już się wydaje, że nic nas
więcej nie czeka, autor wrzuca na
pozycji 89 bardzo pasującą sekwencję.
Oglądając niektóre patterny, na
których lecą same sekwencje,
zastanawiam sie, czy 4-channeli nie
robi się już czasem na siłę? Czy nie
lepiej zrobić multichannela, zamiast
mordować się z przygotowywaniem
sekwencji?
A reszta? "Jumpy Alien" autorstwa
Traymussa to elementarz dla
wszystkich, którzy chcą się nauczyć,
jak zarżnąć dobrze zapowiadający się
utwór. Gitarowo-flecikowe granie z
pierwszych kilku patternów to czysta
poezja. Ale później zaczyna się
wkurwiająco znijaczać. Całość
przyspiesza, wchodzi bas, perka (w tym
jakiś zupełnie niespodziewany
hiphopowy loop), zaś o to wszystko
zaczyna się wściekle obijać trąbka,
niczym fiut Olisadebe pędzącego do
bramki. Z magicznej zadumy, w jaką
wprowadził nas na początku, autor
próbuje nas póżniej gdzieś wywlec.
Ale gdzie, tego niestety sam nie wie.
Szkoda! Z kolei "Speedos" Robina to
wzorowo napisana goa do dema. Myślę,
że kolega zrobi w najbliższej
przyszłości karierę jako autor
soundtracków do dem. Tylko że na
party się to to raczej nie nadaje.
JazzCat/Pic Saint Loup
[Taboo Staw] |