Heh, to będzie dziwny artykuł. Od
razu chciałbym Was wszystkich o tym
uprzedzić. Będzie on traktował o
muzykach scenowych. Bodźcem, który
skłonił mnie do napisania tego textu
był artykuł JazzCata/PSL - konkretniej
jego "relacja" czy też własne,
subiektywne [zaznaczam!] odczucia po
przesłuchaniu trzech pierwszych
modułów z ostatniego Astrosyna [pewnie
jak to czytacie, to ostatnim
Astrosynem jest Astro'2k =)].
Najbardziej bezpośrednim powodem jest
jednak fragment tamtego artykułu,
gdzie autor zrecenzował modek Skipa
"Alpha Centauri". Nie chcę
polemizować z nim, bowiem on po prostu
wyraził swoje zdanie. Ja jednak sądzę
całkiem inaczej, więc także chcę swoją
opinię przedstawić szerszemu gronu. A
na podstawie tego modułu postaram się
"zahaczyć" o resztę scenowych muzyków
i to nie tylko polskich... Text ten
także będzie odniesieniem do
artykułu-polemiki XTD z czwartego
bodajże numeru Bereta. Wszystko
jasne? No to do dzieła...
Po pierwsze sprawa modka Skipa.
Zacznijmy od tego, że ja się z
JazzCatem diametralnie nie zgadzam w
kwestii odmienności stylu, jaki
prezentuje Skip. Według mnie
[podkreślam!] to, co tworzy Skip jest
najbardziej charakterystycznym stylem
muzycznym jaki słyszałem na scenie.
Nie wiem czy przez dobór sampli czy
przez całą techniczną budowę modułów -
nie mam pojęcia. To, co prezentuje
Skip w swoich modułach jest czystą
postacią tego, co nazywa się GOA. Tak
właśnie, panie JazzCat. Może i według
Ciebie Skip tworzy "standardowe aż do
bólu goa" jednak porównanie jego
"Alpha Centauri" oraz "Karibu" [z
demka Exodus] z goa Timera, Spectry
czy też SuperFML'a rozwiewa wszystkie
wątpliwości - według mnie
przynajmniej. Bo posłuchajcie sobie
uważnie wszystkich części "gooooooa"
Timera [są w Sonikku spod Mawi].
Następnie odpalcie "Goasnile"
SuperFML'a, a na koniec coś ze Spectry
[chociaż ten pan woli style
"lekko-ambientowe", nieprawdaż? =)].
A na koniec zaserwujcie sobie proszę
"Alpha Centauri" i "Karibu". Słychać
różnicę? Nie? Mówiłem przecież, żeby
włączyć wieżę =). A tak na poważnie -
jeśli ktoś obudziłby mnie w środku
nocy demkiem Exodus, to ja od razu
zakrzyknąłbym, że to jest Kariubu by
Skip. Myślę, że to, co odróżnia Skipa
od reszty muzyków tworzących GOA, to
jego charakterystyczne sample.
Przyjrzyjcie się im uważnie... Wiem,
Skip nie wnosi do GOA kompletnie nic
nowego, dalej jest to to samo nudne i
oklepane GOA - z tym się zgodzę.
Uważam jednak, że sposób wygrywania
tego gatunku muzycznego na patternach
przez Skipa jest tak
charakterystyczny, że aż kłuje w oczy
=). Nie inaczej, nie inaczej...
Pozostawmy jednak jak na razie
Skipa i jego twórczość w spokoju,
bowiem chciałem poruszyć teraz temat
bardzo modny ostatnio na scenie. O co
loto? Heh, jeszcze się nie
domyślacie? Chodzi przecież o to, że
na scenie jest niby ciągle i wyłącznie
techno, nic poza tym. W muzycznym
kompo na każdym party wygrywa
"łupanina techno" i tak dalej i tak
dalej... Częściowo ten temat poruszył
Extend w czwartym numerze Bereta.
Hmm, jak bym chciał polemizować z tym
gościem, to bym napisał artykuł do
Bereta a nie do Taboo, więc nie chcę
teraz pisać za dużo o tym jego
artykule. Aha, chcę przy okazji
pogratulować Extendowi, źe w końcu
zaczął czytać polskie magi, hihi. W
porządku. Zastanówmy się teraz razem,
dlaczego na scenie jest tak modne
techno? Bo chyba mało kto się nad tym
zastanawiał. Odpowiedzi może być
wiele: pierwsza, jaka się od razu
nasuwa to taka, że zrobić techno jest
szalenie łatwo. Bleee, niczego
bardziej głupiego w życiu nie
słyszałem. Oczywiście że łatwo jest
napisać moduł techno, tylko dlaczego
każdy scenowiec nie pisze takich
modułów, choćby dla czystej
przyjemności? Dlaczego graficy nie
piszą sobie modułów, a potem przy
takich modułach nie tworzą grafik?
Dlaczego koderzy nie piszą modułów do
dem? Do czego w ogóle jest taki
muzyk, jak przecież WSZYSCY robią
techno, a techno zrobić jest łatwiej
niż ułożyć puzzle? Wystarczy przecież
wczytać jakieś tam sampelki, zamieszać
tak, żeby brzmiały w równych odstępach
czasu i po kłopocie! Hah, oczywiście
mówię teraz sarkastycznie, nie polecam
nikomu robić czegoś takiego =).
Odpowiedź druga, jaka mi się nasuwa to
taka, że... ale najpierw chciałbym
przejść do bardziej ogólnego tematu.
Przede wszystkim musicie
zrozumieć, że scenowcy to przecież
normalni ludzie, najczęściej uczący
się lub studiujący. A więc w wieku, w
którym nie jest się już dzieckiem, ale
nie jest się także i dorosłym [w
sensie psychofizycznym, a nie na
papierze]. Wszyscy scenowcy w pewnym
tam stopniu przenoszą rozmaite mody,
trendy i zachowania ze świata
codziennego na scenę. Nikomu chyba
nie udało się w pełni odizolować i
tylko scenować, pisząc listy czy coś w
tym rodzaju. A jak wszyscy wiemy -
dzisiaj na świecie techno jest bardzo
modne, było modne w momencie jak
powstawała scena i będzie modne co
najmniej kilkanaście lat naprzód.
Oczywiście - ludzie słuchają nie tylko
to, co jest w modzie. Czasem ktoś
puści jazz, blues, metal, rock, punk,
pop, hiphop, rap, i tak dalej...
Jednak zastanówcie się przez chwilę,
czy muzyk scenowy potrafiłby
skomponować kawałek jazzowy? Po
pierwsze - nie na 99%, po drugie -
jeśli nawet, to naprawdę niewielu
potrafiłoby odebrać taki modek
należycie, bo jazz był zawsze muzyką
dosyć trudną do zrozumienia.
Pozostaje jeszcze inna sprawa - czy
udałoby się mu skomponować na Protraku
coś takiego, co by pobiło Warsaw
Summer Jazz Days? Chyba nie, i co do
tego nie mam najmniejszych
wątpliwości. Analogicznie jest z
bluesem - a nawet gorzej, bowiem w
bluesie mile widziany jest śpiew, a
skąd biedny muzyk weźmie wokalistę,
który pośpiewa do mikrofonu? A jeśli
nawet, to ile taki moduł będzie
zajmował? 15 mega? 20? Jak
widzicie, od razu to odpada.
Metal... czy jest możliwe
stworzenie modułów
rockowo/metalowo/punkowych [w sumie
nie powinienem wrzucać tego do jednego
wora, ale tak jest łatwiej ;)]?
Musicdisk Virgilla pokazuje nam, że
owszem, można zrobić nawet całkiem
niezłe moduły z użyciem zsamplowanych
brzmień gitary elektrycznej, perkusji,
basów. Według mnie metal, lub
ogólniej muzyka rockowa ma jedyną
szansę przebicia się przez zalewające
scenę techno. Tylko po pierwsze:
bardzo mało muzyków ma wyobraźnię,
która wyśmienicie nadaje się do
metalu, a po drugie, to bardzo wielu
scenowców rock ani ziębi ani grzeje.
Więc po co ma muzyk pisać moduł
rockowy jak i tak mało kto posłucha go
z zainteresowaniem...?
Na moment jednak zjadę z tematu,
bowiem chciałbym poruszyć sprawę już
maxymalnie kontrowersyjną: sprawę
oldskulu. Oldskulowcy mówią, że to,
co tworzono siedem lat temu jest
zajebiste, a dzisiejsza "łupanina"
jest nic nie warta [ludzie pokroju
Extenda]. Natomiast inni są jak
najbardziej przeciwni takiemu gadaniu
[ludzie pokroju Azzaro]. Teraz pewnie
chcielibyście wiedzieć po jakiej
stronie ja stoję... No cóż, muszę Was
zawieść - nie stoję po żadnej stronie!
Paradoks, co? Bo w takim razie
wychodzi na to, że ja nie lubię
niczego, żadnej muzyki. A to nie
prawda. Chodzi mi bowiem o to, że
zarówno oldskul jak i niuskul ma swoje
wady i zalety. Po pierwsze, w czasach
oldskulu nie było wcale tak różowo jak
się wydaje. Zaraz ktoś pewnie
zakrzyknie: skąd ty to możesz
wiedzieć, przecież ciebie wtedy na
scenie nie było. To prawda, nie było
mnie wtedy na scenie, ale co to ma do
rzeczy się pytam? Dobrze znam
historię sceny, no i mam kupę tzw.
oldskulowych modułów, więc zapewniam,
że mam pojęcie o czym mówię. Wracając
do tematu - oldskulowcy popełniają
zasadniczy błąd, polegający na...
zdziadzieniu ich poglądów. Co to
znaczy? To znaczy, że oni już są w
pewnym stopniu dziadkami - na scenie
oczywiście. Cha, cha, jasne że nie
chodzi mi tutaj o ich wiek =) ale o
ich kąt patrzenia na scenowy światek.
Wiecie, taki pisarz Wharton, którego
pewnie wszyscy dobrze znają, wspaniale
scharakteryzował starość. Ale pewnie
większość czytelników nie wie o jakim
tekście mówię, więc pozwolę sobie go
zacytować:
"Muszę się przygotować na
nieuchronne mury, które powoli wyrosną
między mną a innymi ludźmi, na
akceptację tego, że dzieci coraz mniej
mnie będą kochały, aż w końcu - w
najlepszym razie - zaczną mnie tylko
tolerować. Muszę nauczyć się bez
protestu przyjmować fakt, że moje
dorosłe wnuczęta uznają te wartości,
które dla mnie są najświętsze, za
zamach na swoją wolność, podczas gdy
ich poglądy dla mnie będą oburzające."
Ktoś odrobinę inteligentny od razu
znajdzie tutaj analogię do sytuacji,
jaka wytworzyła się na scenie.
Ludzie, którzy weszli na scenę w
latach 1990/1995 traktują nasze
pokolenie sceny za gówniarzy,
"chłodnych coolowców" i tak dalej,
bełkot niesamowity. Nie mogą
zaakceptować tego, że scena jest
dzisiaj inna niż kiedyś, ale to nie
znaczy gorsza i nie można z tego
powodu traktować innych gorzej od
siebie. To jest degeneracja,
degrengolada sceny, która pełznie
powoli i sieje niepokój wśród ludzi.
Oldskulowcy [nie wszyscy!] zachowują
się jak staruszkowie, którzy uważają,
że nie ma na świecie nikogo bardziej
mądrego od nich samych. Człowiek,
który na scenie siedzi powiedzmy 8 lat
uważa, że zjadł wszystkie rozumy...
No ale zapędziłem się, a miałem mówić
o scenowej muzyce. A więc.. na
scenie obecnie mamy do czynienia z
bezsensowną sytuacją, bo jedni na
drugich plują, tylko dlatego, że jeden
tworzy modułki gitarowe, a drugi
"chore" techno. Heh, na scenie przez
parę ładnych lat rządził XTD, Dreamer,
Snoopy i ich oldskulowe moduły zawsze
wygrywały na parties. Przez wiele lat
nie było alternatywy dla takiego
rodzaju muzyki. Jednak w momencie,
kiedy pojawiło się techno - "starzy
wyjadacze" poczuli się zagrożeni, i
zaczęli bredzić głupoty, że nastają
czasy chujowe dla sceny. Ponieważ
reszcie "normalnych" ludzi znudziło
się w kółko słuchać XTD czy też
Wierzy, więc postanowili przyjrzeć się
bliżej techno. I co się okazało?
Spodobało się to im - między innymi
dlatego, że w świecie normalnym taka
muzyka zaczynała rządzić, więc i na
scenie zaczęto tworzyć techno.
Przecież nie można w kółko słuchać
jakiś nudnych, oklepanych melodyjek co
nie?
Bo czy techno naprawdę jest takie
do dupy? Czy Sonikk Timera nie może
być dobrym musik diskiem, bo jest
zrobiony w stylu techno? Co rozumieją
ludzie przez słowo "techno"? Czy
rzeczywiście jest to bezsensowna
łupanina, którą w skrócie można
przedstawić jako "łup łup łup brzdęk"?
Jeśli ktoś odpowiedział na moje
ostatnie pytanie: tak, to chyba nie
mamy o czym gadać. Ludzie, jest tyle
stylów techno, ile jest w ogóle
gatunków muzycznych. Jeżeli wszystkie
moduły to łupaniny, to w takim razie
ambient i acid to jedno i to samo, goa
i drum'n'bass to również jedno i to
samo.
Ja rozumiem, że może się komuś
techno nie podobać i może się wkurwić,
bo powiedzmy "znowu" wygrał Spectra ze
swoją "łupaniną techno" [jeżeli
"sundrome-autia" jest "łupaniną
techno", to ja jestem księdzem].
Jeżeli jednak techno się komuś nie
podoba, to niech ma pretensje do
twórców tego gatunku muzycznego, a nie
do powiedzmy Ganji czy innego Dune'a,
tylko dlatego, że im się techno podoba
i chcą coś takiego sami tworzyć. I
jeszcze jedno. Proszę więcej nie
mówić, że "znowu wygrało techno, bo
ludzie tylko na to lecą, a jak się
pojawi coś innego to w ogóle się nawet
tego nie zauważa". Takie gadanie jest
głupie same w sobie, bowiem wygląda na
to, że wszyscy jesteśmy tacy sami i
wszyscy jak w faszyzmie myślimy tak,
jak nam ktoś inny kazał. Każdy
scenowiec - ba! Każdy człowiek na
świecie jest wielką indywidualnością,
każdy ma inne upodobania muzyczne od
drugiego. Jeden woli skoczny folklor,
a inny ciężki metal, jeszcze inny
lekki ambient [co nie, Spectra?].
Dzisiaj jest modne techno, ale może
jutro wszyscy rzucą się tworzyć moduły
rockowe? Kto to wie... Utopia? Być
może.
Ale to jedna strona medalu. Czas
najwyższy przyjrzeć się sprawie z
innego punktu widzenia. No więc...
Przede wszystkim scenowcy "nowej
generacji" także nie są bez winy.
Dlaczego? Bo nie wszystko, co
powstało w czasach "Desert Dream" jest
głupie i bezwartościowe. Nie można
potępiać starych muzyków tylko
dlatego, że ktoś woli gitarę niż
psychodelię. Ludziom chyba nie
przychodzi do głowy, że historia może
się powtórzyć, "starzy wyjadacze" umrą
śmiercią naturalną, a na scenę wejdą
młodzi i zaczną tworzyć moduły jeszcze
całkiem inne niż obecnie. I to wtedy
oni będą na nas pluć i mówić, że
jesteśmy nic nie wartymi
"oldskulowcami". Będą pisać, że
techno to gówno, że to w ogóle nie ma
najmniejszej wartości i tak dalej...
Wiem, nie można prorokować co się
kiedyś stanie, ale trzeba zrobić
wszystko, żeby historia się nie
powtórzyła. Na przykład jakiś tam
"młody gniewny" będzie wyzywał
obecnego pana XXX, podczas gdy pan XXX
będzie krzyczał dalej na XTD ;).
Ludzie, zastanówcie się po co to
robicie. Co wam przeszkadza, że ktoś
tam zrobi wolną balladkę, co wam daje
śmianie się z takich osób, ha? Czy
naprawdę jest sens? Według mnie nie
bardzo. Czy naprawdę tak ci
przeszkadza fakt, że XTD zrobi sobie
coś oldskulowego? Zastanów się przez
chwilę, młody człowieku...
Na tym chciałbym zakończyć mój
artykuł. Nie ukrywam , że chcę nim
rozruszać Wasze umysły i nakłonić Was
do wyrażenia swojego zdania w
poruszonym przeze mnie temacie.
Zapraszam więc na łamy Taboo...
Lothar/Moons Styczeń 2000
|